Już w dzień przyjazdu, podczas jazdy autobusem z portu lotniczego w Gironie do centrum Barcelony, zauroczyłem się tymi wszystkimi pagórkami, wzgórzami itp. Całkowicie inny kraj niż Anglia, wzgórza zabudowane, porośnięte gęsto drzewami czy palmami.
Sobote zaczęliśmy od śniadania w małej barcelońskiej knajpce, potem szybko metrem do miejsca z którego rozciągał się widok na praktycznie całe miasto, ale widoczność była niezbyt dobra. Mimo wszystko, widziałem pierwsz raz w życiu naturalnie rosnące kaktusy ! :) widziałem tryliardy gąsienic które szły gęsiego (gąsienice gęsiego ? :P ), widziałem kota :P widziałem niesamowity ogród i wszystko naraz tak się zlewało że sam już nie wiem co widziałem a co mi się śniło ;) Dołączę kilka zdjęć i wszystko będzie jasne .
Obiad jedliśmy w pewnym barze, za 9 euro od osoby - szwedzki stół i był niesamowity! Mozna było nabierać wszystko, od ziarenek obranego słonecznika, przez przeróżne warzywa, kurczaki, makaron aż po pizze. Naprawdę warto i się opłacało ale gdzie to było to nie powiem bo nie pamiętam :) Ale napewno znajdzie się więcej takich barów.
Potem wizyta na targu gdzie odbywało się przedstawienie warzyw i owoców :) występy kolorów i zapachów, mnóstwo ludzi i niesamowity klimat - naprawdę warto tam się znaleźć!
Potem szybka moja wizyta pod budynkiem Agbar Tower który zmienia kolory i naprawdę przyciąga oko i wieczorem wizyta w jednym kościele gdzie odbywał sie koncert w którym grała Kasia - koncert zmieniający moje spojrzenie na wszystkie tematy związane z muzyką klasyczną :) Wieczorem wizyta w pubie, z moją miłością - Estrellą Damm i powrót do Hotelu.